Fundacja „MultiOcalenie” została zarejestrowana 31 lipca 2013 r. Jednak już od ponad 15 lat nasi pracownicy skupiają się na pomocy Polonii i Polakom na obszarze postradzieckim, oraz uchodźcom, imigrantom i repatriantom w Polsce. Od 2007 r. jesteśmy pełnomocnikami w procedurze repatriacyjnej rodzin polskiego pochodzenia z Gruzji, Azerbejdżanu, Kazachstanu i Ukrainy. Od 2010 r. prowadzimy szkolenia adaptacyjne dla rodzin repatrianckich w Polsce. Nasi fundacyjni pracownicy wywodzą się w większości ze środowiska polonijnego z terenu b. ZSRR – Gruzja, Kazachstan i Ukraina, oraz ze środowiska cudzoziemskiego – uchodźcy i imigranci.
Od 2007 r. nasi pracownicy prowadzą szkolenia i warsztaty z tematyki wielokulturowości i wieloreligijności dla urzędników państwowych, służb mundurowych, oraz uczniów i nauczycieli. Zarząd Fundacji i większość personelu poznała się kilka lat temu w Fundacji „Ocalenie”, którą w 2000 r. założyła Dorota Parzymies – Fundatorka naszej organizacji. Część z nas pracuje razem i przyjaźni się już od 2000 r., od pierwszego spotkania w listopadowy wieczór w Polskiej Szkole w Tbilisi (Gruzja). W latach 2000 – 2003 nasi pracownicy zrealizowali szereg projektów służących poprawie sytuacji zdrowotnej, materialnej i bytowej środowisku polonijnemu na Kaukazie Południowym. Organizowaliśmy kursy języka polskiego, mobilne punkty medyczne dla gruzińskiej Polonii. Udało nam się zorganizować leczenie w Polsce dzieci polskiego pochodzenia z Gruzji chorych na gruźlicę i epilepsję. Gruźlica była w tym czasie dużym zagrożeniem życia na tym terenie.
A opowieść o okolicznościach naszego poznania się niech zastąpi fragment książki „Życie codzienne w Tbilisi” (aut. Dorota Parzymies, Warszawa 2003, Wydawnictwo Akademickie DIALOG), oraz fragment publikacji „Kim jestem? W poszukiwaniu własnej tożsamości. Badania sytuacji i potrzeb związanych z integracją studentów z b. ZSRR w Polsce. Wnioski dla polityki integracyjnej państwa” (aut. Lili Zawadzka, Dorota Parzymies, Warszawa 2011, Fundacja „Ocalenie”).
Fragment książki „Życie codzienne w Tbilisi”:
„Miejscami, które wpłynęły na moje dalsze kontakty z Tbilisi, był Cmentarz Kukijski i kościół katolicki przy ul. Dżawachiszwili, przez mieszkańców miasta nazywany kościołem „polskim”. Z przeczytanych książek wiedziałam, że w gruzińskiej stolicy do tej pory mieszkają potomkowie Polaków przybyłych na Zakaukazie na przełomie XIX i XX wieku. Na Cmentarzu Kukijskim odnaleźliśmy polskie groby mocno zniszczone przez upływający czas i bardzo nieprzychylnie nastawioną do mniejszości narodowych władzę sowiecką. Przestępując próg kościoła św. Apostołów Piotra i Pawła poczułam się, jakbym przyszła do świątyni położonej w dowolnym zakątku Polski- tabliczki z polskimi modlitwami pod obrazem Matki Boskiej i typowo polski wystrój. W ogromnym skupieniu przyglądałam się ołtarzowi- próbowałam usłyszeć jakieś głosy z przeszłości opowiadające historie polskich zesłańców, którzy zbudowali tę świątynię w II połowie XIX wieku. W kościele spotkaliśmy Osetynkę pilnującą porządku, która zaprowadziła nas na plebanię do polskich księży. Ksiądz Andrzej opowiedział nam o zakończonej kilka dni wcześniej pielgrzymce Ojca Św. do Tbilisi, o sytuacji tbiliskiej Polonii, o polskiej szkole i formach działalności organizacji polonijnych. Ta zrujnowana i rozpadająca się plebania, z trzeszczącymi schodami i zawilgoconymi ścianami nie dawała mi spokoju po powrocie do Polski. Postanowiłam odwdzięczyć się Gruzji za to, że dała mi pasję, i że kiedyś w przeszłości gościnnie przyjęła zsyłanych tu przez władze carskie Polaków. Powołałam do życia Fundację „Ocalenie” niosącą pomoc osobom polskiego pochodzenia zamieszkującym całe Zakaukazie, tj. Armenię, Azerbejdżan i Gruzję. Działalność Fundacji w znacznym stopniu została skierowana na pomoc polskiej szkole w Tbilisi, do której trafiłam dzięki korespondencji z dyrektor szkoły- panią Małgorzatą Pawlak.
Jeżdżąc w latach 2000- 2003 do tbiliskiej Polonii poznawałam przedstawicieli innych organizacji narodowych i mogłam bliżej poczuć oraz zagłębić się w wieloetniczność Tbilisi. Byłam gościem w gruzińskich i polskich rodzinach, a także w mieszanych: polsko-gruzińskich, polsko- ormiańskich, gruzińsko-rosyjskich, gruzińsko-ormiańskich, gruzińsko-kurdyjskich, osetyjsko- rosyjskich.
(…)
Polskie Tbilisi
Według ostatniego spisu ludności wynika, że w Gruzji mieszka około 5 tysięcy osób polskiego pochodzenia. Połowa z nich żyje w Tbilisi. Polacy byli zsyłani na Kaukaz za udział w powstaniach narodowych, spiskach antycarskich i za przynależność do organizacji niepodległościowych. Do Gruzji przybyła także liczna grupa Polaków poszukujących lepszych warunków życia.
Przedstawiciele dzisiejszej Polonii to w dużej mierze potomkowie tych zesłańców. W Tbilisi mieszka również kilka Polek, które wyszły za mąż za Gruzinów oraz nieliczne grono Polaków przesiedlonych w czasie II wojny światowej z terenów Kresów Wschodnich w głąb Związku Radzieckiego. Czasowo przebywają w mieście polscy eksperci i doradcy, pracownicy misji pokojowych i OBWE. Trafiają tu także nieliczni turyści z Polski.
Przedstawiciele starszego pokolenia Polonii pielęgnowali przez lata polskie tradycje, obyczaje i obchodzili polskie święta narodowe oraz religijne. W domach rozmawiano i modlono się po polsku. W czasach komunizmu za przyznanie się do polskiego pochodzenia groziła zsyłka i represje wobec całej rodziny. W dokumentach wpisywano Polakom narodowość rosyjską lub w ogóle pomijano rubrykę dotyczącą pochodzenia.
Brak udokumentowanego polskiego pochodzenia utrudnia tym ludziom obecnie załatwianie formalności związanych z repatriacją do Polski. Ustawa wyraźne mówi, że osoba ubiegająca się o wizę repatriacyjną musi mieć potwierdzoną w dokumentach narodowość polską.
Po upadku Związku Radzieckiego, środowisko polonijne zaktywizowało się, a wiele osób zaczęło poszukiwać własnych korzeni i tożsamości narodowej. Często starsi członkowie rodzin celowo utrzymywali w tajemnicy polskie pochodzenie, by nie narażać rodziny na represje i prześladowania ze strony władzy radzieckiej.
W Tbilisi zarejestrowane są cztery organizacje polonijne. Najbardziej widoczną jest Polska Sobotnia Szkoła im. Królowej Jadwigi, założona pięć lat temu przez panią Małgorzatę Pawlak. Na lekcje do szkoły uczęszcza prawie 200 dzieci i około 80 dorosłych. Przy szkole działa dziecięcy zespół folklorystyczny „Orlęta”, teatr „Melpomena” i koło miłośników muzyki poważnej i poezji. Związane ze szkołą Polskie Centrum Edukacyjne wydaje jedyne na całym Zakaukaziu pismo w języku polskim, kwartalnik „Kaukaska Polonia”. Redaktorem i pomysłodawcą gazety jest wieloletnia dyrektor polskiej szkoły- Małgorzata Pawlak. Dziennikarze z Polski i przedstawiciele senackiej Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” zgodnie ocenili, że jest to jedna z najlepszych polskich gazet wydawanych na Wschodzie. Nad zdrowiem i kondycją gruzińskiej Polonii czuwa Związek Polonii Medycznej im. Św. Grigoła Peradze. Dyrektorem tej organizacji jest Tatiana Kurczewska. Lekarze polskiego pochodzenia i gruzińscy specjaliści wykonują nieodpłatne badania wśród osób polskiego pochodzenia w Tbilisi i innych zakątkach Gruzji. Chorzy otrzymują lekarstwa, a wyjątkowo ciężkie przypadki zachorowań na gruźlicę i padaczkę były leczone w Polsce, dzięki wsparciu i staraniom Fundacji „Ocalenie”.
Najstarszą organizacją działającą w Tbilisi od roku 1995 jest Związek Kulturalno- Oświatowy „Polonia”, z panią profesor Marią Filiną na czele. Związek zajmuje się organizowaniem imprez kulturalnych mających na celu zapoznanie Gruzinów z dorobkiem polskiego dziedzictwa narodowego.
Najmniej aktywną organizacją jest Stowarzyszenie „Dom Polski”, któremu przewodniczy pan Anatol Koźbilewski. Od kilku lat przedstawiciele tej organizacji są niewidoczni w życiu polonijnym Tbilisi.
Na Państwowym Uniwersytecie Tbiliskim działa katedra języka polskiego. Na kursy uczęszcza każdego roku po kilku studentów, głównie polskiego pochodzenia. Miejscem spotkań osób polskiego pochodzenia jest niedzielna msza w kościele p.w. św. Piotra i Pawła. Polonia pielęgnuje i obch odzi polskie święta religijne i narodowe. W Wielką Sobotę dzieci przynoszą do poświęcenia koszyczki, które potem staną na wielkanocnym stole.
Parafia katolicka pomagała zachować tbiliskiej Polonii tożsamość narodową. Był to jedyny kościół katolicki w Gruzji, który działał przez cały okres komunizmu. Księża po kryjomu udzielali wiernym sakramentów i odprawiali nabożeństwa w kilku językach.
Dziadkowie i wnukowie mówią po polsku, średnie pokolenie praktycznie nie zna mowy swoich przodków. Starsze osoby dbają, by dzieci regularnie uczęszczały na lekcje do polskiej szkoły, gdzie uczą się języka polskiego, historii, geografii i religii. Coraz bardziej popularne stają się kursy polskiego dla dorosłych.
Starsza Polonia przetrzymuje w domach pamiątki rodzinne- zdjęcia, metryki chrztu, dokumenty i pieczęcie rodowe, gdyż wśród zesłańców było wielu przedstawicieli polskiej szlachty i arystokracji.
Jak swojsko brzmią spotykane w Tbilisi nazwiska: Niezabitowskich, Cybulskich, Adamskich, Kozłowskich, Kalinowskich, Kwiatkowskich, Liperowskich, czy Poniatowskich. Wiele dzieci, których pradziadkowie byli z Polski, wygląda jak ich rówieśnicy z polskich podwórek- blond włosy, niebieskie lub zielone oczy, jasna cera. W Tbilisi popularne było stwierdzenie, że Gruzin ma na pewno Polaka wśród krewnych, a co druga tbiliska babcia jest Polką. Polscy zesłańcy żenili się z Gruzinkami i Ormiankami. Stąd też ciężko jest obecnie znaleźć w gruzińskiej stolicy typowo polską rodzinę. Wiele szacunku należy się osobom, które niekiedy w trzecim pokoleniu potrafiły zachować i pielęgnować polskość w tak trudnych warunkach komunizmu. Na Cmentarzu Kukijskim znajduje się kilka zniszczonych polskich mogił, które nie mogą doczekać się renowacji. Przy wejściu na cmentarz pochowane zostały szczątki Dagny Przybyszewskiej, tragicznie zmarłej w Tbilisi żony polskiego poety. Została zastrzelona w Hotelu „Grand”. W roku 2001, w ramach obchodów setnej rocznicy śmierci Dagny, w ścianę hotelu została wmurowana pamiątkowa tablica.
Od kilku lat działa w Tbilisi Ambasada RP- ul. Zubałaszwili 19.”
Fragment publikacji „Kim jestem? W poszukiwaniu własnej tożsamości. Badania sytuacji i potrzeb związanych z integracją studentów z b. ZSRR w Polsce. Wnioski dla polityki integracyjnej państwa”:
OD AUTORÓW
„Zastanawiałam się nad tym, czy to co powiem mogłaby powiedzieć każda osoba identyfikująca się z polskim społeczeństwem. Na pewno każdy człowiek ma swoje odczucia, swoją wrażliwość. Dla każdego z nas nasza rodzinna historia jest czymś wyjątkowym.
Polskie pochodzenie w rodzinie ma moja mama. Z domu jest Sobolewska. Możliwość nauki języka polskiego pojawiła się na Uniwersytecie Tbiliskim. Na kierunku filologii trzeba było wybrać jeden ze słowiańskich języków. Oczywiście, ze względu na mamę wybrałam polski. Chyba od tego momentu moje życie zaczęło się zmieniać. Z literaturą polską zapoznawaliśmy się już na studiach. Kochanowski, Szymborska, Orzeszkowa, Prus no i mój ukochany autor Stanisław Lem. Mogłam zacząć czytać po polsku. Pojawili się nowi znajomi – Polacy. Jakoś wszystko zaczęło nabierać skrzydła. Podjęłam pracę w polskiej szkółce dla potomków Polaków na Kaukazie. Nauczanie języka, historii czy tradycji było dla nas wszystkich, dla dzieci, ich rodziców i nas – młodych nauczycielek, ogromnym życiowym doświadczeniem i przeżyciem. Świętowanie Bożego Narodzenia, święcenie koszyczka na Wielkanoc – tradycyjne obchody przybliżały nas do tradycji polskich. Miałam możliwość pojechać na kurs polskiego języka i kultury do Lublina na UMSC. Spotkania z Polakami przy ognisku, śpiewanie piosenek, zwiedzanie zabytków – cały program był przygotowany w taki sposób, aby jak najlepiej można było zapoznać się z polską historią i kulturą. Na koncercie zespołu ,,Mazowsze” przepłakałam cały wieczór. Wtedy zrozumiałam, że to wszystko ogromnie dużo dla mnie znaczy. Potem pojawiła się możliwość studiowania w Polsce i tak znalazłam się w Warszawie. To były zimne deszczowe wrześniowe dni 2001 roku, ale obowiązkowo obeszłam wtedy z przyjaciółmi Stare Miasto, Łazienki Królewskie. Pomnik Szopena zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jakby był symbolem całej Polski. Bardzo przyjemnie wspominam cały okres studiów. Czasami bywało ciężko, daleko od domu, od bliskich, trudności w nauce, ale kto ich nie ma?… Najważniejsze, miałam szansę zdobyć dodatkowe wykształcenie, ogromne doświadczenie życiowe. Zobaczyć wiele ciekawych i ważnych dla historii miejsc w Polsce, poznać ludzi, zaprzyjaźnić się, nawiązać nowe kontakty.
Z przyjemnością wzięłam udział w tych badaniach. Byłam ciekawa, jakie odczucia ma młodzież, czy tak samo ważne okazało się dla nich pochodzenie, czy nie żałują tego czasu, jaki spędzili w polskich szkołach czy na kursach językowych, które pozwoliły im zacząć naukę właśnie tu w ojczyźnie ich przodków.
Radziłabym wszystkim kandydatom na studia – nie zmarnujcie tej szansy!
Lili Zawadzka
Lili Zawadzka. Absolwentka Uniwersytetu Państwowego w Tbilisi. W latach 1998-2001 pracowała z dziećmi w polskiej szkółce w Tbilisi. Magisterium obroniła na Uniwersytecie Warszawskim na kierunku Orientalistyki. Obecnie pracuje jako mediator ds. Kaukazu południowego w Fundacji.
Pamiętam mój jeden z pierwszych wyjazdów do Tbilisi i rozmowę z Lili – młodą nauczycielką języka polskiego. Siedziałyśmy w nieogrzewanej i ciemnej klasie w Polskiej Szkole. Zaczęłyśmy rozmawiać o polskim pochodzeniu rodziny mamy Lili. Jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy usłyszałam, że panieńskie nazwisko mamy brzmi Sobolewska… Moja ukochana prababcia Magdalena też nosiła takie samo nazwisko panieńskie! Do tej pory, a znamy się już 11 lat, nie udało się nam ustalić w rodzinnych historiach, czy ci nasi Sobolewscy mogli być jakimiś krewnymi…
Jeżdżąc do Gruzji wysłuchałam wielu niezwykle wzruszających historii od przedstawicieli miejscowej Polonii.
Ludzie pokazywali mi pamiątki rodzinne z Polski – pieczęci herbowe, biżuterię, stare książki, czy modlitewniki. Polska jest dla nich świętością, najpiękniejszym wspomnieniem, czy największym marzeniem! Z wielką przyjemnością woziłam za każdym razem do Tbilisi chleb i kiełbasę z Polski, które przypominały moim Przyjaciołom smak dzieciństwa w Polsce. Cieszę się, że większość osób, które wtedy poznałam w tej małej Polsce (mam tu na myśli Polskie Centrum Edukacyjne w Gruzji), jest już obecnie w Warszawie i innych miastach naszego kraju – przyjechali jako repatrianci lub stypendyści na studia.
Lili Zawadzka (z d. Somkhisvili), będąc badaczem w projekcie, sama, kilka lat wcześniej, przeszła drogę przez studia i integrację w Polsce. Dzięki polskim korzeniom mogła skończyć studia w Polsce. Bóg chciał, że tutaj odnalazła swoją miłość i została po studiach, a dzisiaj jest dumną mamą 6-letnich bliźniaczek.
Lili, po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Warszawskim, znając kilka języków, posiadając ogromną wiedzę nt. dzisiejszej sytuacji na terenie b. ZSRR, przez dłuższy czas nie mogła znaleźć pracy. Jej historia jest typową historią stypendystki polskiego pochodzenia ze Wschodu – dzięki polskim korzeniom trafiła do środowiska polonijnego w Gruzji, pomyślnie zdane egzaminy w ambasadzie polskiej w Tbilisi umożliwiły podjęcie nauki w Polsce, a po studiach pojawiło się pytanie, co dalej…
Lili i inne osoby, które pamiętam z Gruzji, a które pojawiły się jako respondenci w naszym projekcie, są też doskonałym przykładem, jak osobom polskiego pochodzenia ze Wschodu jest ciężko zidentyfikować swoją tożsamość.
W ich duszy, myślach i sercu grają różne głosy –obok polskiego pojawia się głos kraju pochodzenia, głos innych narodowości, które tworzyły korzenie tego młodego człowieka. Jedna z naszych respondentek urodziła się w Gruzji, ale w jej żyłach nie płynie gruzińska krew, gdyż dziadek ze strony ojca był Polakiem, a babcia Ormianką; ze strony mamy – rodzina miała korzenie asyryjsko-kurdyjsko-rosyjskie. Odpowiedź na pytanie przewidziane w badaniu dotyczące narodowości była trudna… Natomiast nie było najmniejszego problemu z wyjaśnieniem, iż osoba ta nie wyobraża sobie życia poza Polską!